środa, 12 lutego 2014

Raz, dwa, trzy, zginiesz TY. cz. 4

   Było mi przy niej tak piekielnie dobrze. Nie potrafiłem odnaleźć odpowiednich słów, by opisać mój stan. Prawdopodobnie dlatego, że takie określenia po prostu nie istniały.
   Dziewczyna usiadła mi na kolanach. Włożyłem ręce pod jej bluzkę, by móc bardziej przyciągnąć ją do siebie, a ona wplatała swe dłonie w moje czarne włosy. Całowaliśmy się z taką zachłannością, jakby za chwilę miał nastąpić koniec świata. Pragnąłem tylko jednego. By ta chwila trwała wiecznie i nigdy się nie skończyła. Nareszcie znalazłem kogoś podobnego do mnie, kto przeszedł w życiu to samo, co ja i potrafi mnie zrozumieć. Już wiedziałem, ile ta kobieta dla mnie znaczy, choć tak naprawdę nie wiedziałem o niej zupełnie nic. To nie był dla mnie problem.
   Obudziłem się rano z potwornym bólem głowy, któremu towarzyszył kac. Żałowałem, bo obecnie nie pamiętałem zupełnie nic z wczorajszej nocy. Może, gdy dam radę trochę się już ogarnąć, jakieś wspomnienia jednak do mnie powrócą.
   Jak już wcześniej wspomniałem, miałem potwornego kaca. To dziwne, bo nie przypominam sobie, żebyśmy pili alkohol. Ręką wymacałem komórkę na mojej szafce nocnej. Zegarek wskazywał dokładnie 13:26. Jakie szczęście, ominęło mnie śniadanie. Dziś jest kolejny dzień, gdy w kuchni urzęduje mój młodszy brat Michael. Nawet jego dziewczyna nie przeżyje tylu dni żywiąc się jedynie jego tostami. Ten idiota nie potrafi wyhodować nic innego.
   Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy. Dziś postanowiłem założyć czarną koszulkę z krótkim rękawem, zwykłe czarne spodnie i jakąś koszulę. Chwyciłem za zeszyt i zszedłem na dół, gdzie panowała idealna cisza. Bez większego namysłu podążyłem w stronę kuchni, gdzie zaparzyłem sobie świeżą kawę. Usiadłem pod ścianą, jak zwykłem to robić i zacząłem przeglądać kartki.
   Pamiętałem, że gdy Lyn-Z go przeglądała, wzięła długopis i coś w nim zapisała. Nie mogłem znaleźć jej notatek. Upiłem łyk gorącego napoju z kubka, po czym o mały włos go nie wyplułem. Jak się okazało, stworzonym przez nią zapiskiem był jej numer telefonu z adnotacją „zadzwoń szybko”. Nie czekałem ani chwili dłużej. Jeszcze raz sprawdziłem godzinę na zegarku i zadzwoniłem pod zapisany numer. Moją jedyną nadzieją było, by jak najszybciej odebrała telefon. Te durne dźwięki, gdy czekasz na połączenie doprowadzały mnie do szału.
   -Słucham? –nagle w słuchawce odezwał się zbawienny głos. Nie wierzyłem, że odebrała. Byłem podniecony jak dziecko, które dostaje na urodziny wymarzony prezent. Zupełnie mnie zatkało. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć i ze zdenerwowania zacząłem się jąkać.
   -Lyn… Lyn-Z? Tu Gerard, pamiętasz? Zapisałaś mi wczoraj swój numer w moim notatniku.
   -Gerard? A tak, pamiętam. Cieszę się, że dzwonisz.
   -Pomyślałem, że moglibyśmy się dziś umówić. Oczywiście jeśli masz czas i ochotę.
   -Chętnie gdzieś wyjdę. Muszę trochę odpocząć od zespołu. Możemy spotkać się w parku niedaleko centrum?
   -Jasne. Pasuje ci 16?
   -Jak najbardziej. Do zobaczenia, kochanie.
   Rozłączyła się. Może to i lepiej, zszokowała mnie ostatnimi słowami. „Do zobaczenia, KOCHANIE”? To nie mogła być prawda. Poznaliśmy się dopiero wczoraj. Fakt, spędziliśmy ze sobą dosyć dużo czasu i zdążyliśmy już dobrze się poznać, ale żeby mówić do siebie „kochanie”? Nie ukrywam, obdarzałem ją pewnym uczuciem, które jak sądzę, było prawdziwe. Ale nie spodziewałem się, że to zadziała w dwie strony.
   Wstałem z podłogi i ruszyłem do łazienki. Nie chciałem jej w żaden sposób zawieść, więc postanowiłem trochę się uszykować. Na początek zacząłem od umycia włosów. Niby robiłem to jakieś 2 dni temu, ale teraz też nie zaszkodzi. Ubrań nie będę zmieniał. Chyba dobrze wyglądam w tym, co teraz. Może nałożę na twarz nieco podkładu, trochę czarnej kredki i nic więcej.
   Wyszedłem z łazienki i poszedłem do pokoju. Zegarek wskazywał 15:00. Sądząc, że samo dojście na miejsce zajmie mi jakieś 40 minut, pozostało mi zaledwie 20 minut na dalsze przygotowania. Pomyślałem, że głupio byłoby iść na spotkanie z pustymi rękami. Ale co mógłbym kupić takiej kobiecie jaką jest Lyn-Z? Była ostrą, ale jednocześnie słodką laską. Kwiaty automatycznie odpadały. Hmm… może jakiś pluszak? Kompletnie nie znam się na płci przeciwnej. To kolejny dowód na mej liście świadczący o poziomie zawartego we mnie idiotyzmu.
   50 minut. Ostatecznie zdecydowałem się na pluszaka. Na moje szczęście sklep z takimi zabawkami był tuż za rogiem, więc nie miałem daleko. Do ostatecznego wyjścia również nie zostało mi zbyt wiele czasu. Od razu chwyciłem za torbę i podążyłem do przedpokoju. Założyłem trampki, wziąłem kurtkę i nie zostawiając Michaelowi żadnej wiadomości, wyszedłem z domu.
   W sklepie mieli bardzo duży wybór pluszowych przytulanek. Jak już wspomniałem, nie znam się na takich rzeczach i trudno było mi wybrać coś odpowiedniego. Stałem przed półką jak ostatni debil i tępo wpatrywałem się w futrzane zabawki.
   -Czy mogę panu w czymś pomóc? –usłyszałem miły głos ekspedientki. Odwróciłem głowę w jej kierunku i uśmiechnąłem się lekko.
   -Chciałbym kupić coś dla dziewczyny, ale nie potrafię nic wybrać. Może pani coś wybierze?
   -Z miłą chęcią. Jaka jest pańska wybranka?
   Jaka jest moja „wybranka”? Niby nie jest to trudne zadanie, ale w chwili obecnej nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów na opisanie jej charakteru. Po raz pierwszy od niepamiętnych mi już czasów musiałem na nowo wytężyć mój w większości martwy już umysł.
   -Jaka ona jest… Miła, pogodna, ma przepiękny uśmiech. Jest drapieżna i ostra, ale jednocześnie łagodna i słodka. Rozumie pani o co mi chodzi?
   -Oczywiście. –ekspedientka odwzajemniła mój wcześniejszy uśmiech i rozejrzała się po półkach. Po chwili sięgnęła misia, który niby wyglądał jak wszystkie inne i nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale miał w sobie coś wyjątkowego. Coś, co dostrzegałem również w Lyn-Z.
   –Może ten?
   -Tak, myślę, że jest idealny. Ile płacę? –oboje podeszliśmy do kasy, a ja po drodze wyciągnąłem portfel z kieszeni. Jedyne pieniądze jakie się w nim znajdowały to te od Franka. Obiecałem mu, że opłacę nimi odwyk. Ale kto wie, czy tym odwykiem nie będzie właśnie ona?
   -Chwileczkę, już sprawdzam. To będzie 25$. Zapakować? Może dodać jakąś wstążeczkę?
   -Tak, poproszę czerwoną. I gdyby mogła pani zawiązać ją na kokardkę pod szyją.
   Szybkim krokiem wyszedłem ze sklepu i zmierzyłem w stronę centrum. Do umówionej godziny zostało mi zaledwie 30 minut, więc musiałem trochę przyspieszyć tempo. Schowałem prezent dla Lyn-Z do torby i zacząłem biec, by być choć kilka minut przed czasem. Coś mi podpowiadało, że to nie był najlepszy pomysł zważając na fakt, że od kilku lat byłem biernym palaczem i pojemność moich płuc uległa znacznemu zmniejszeniu.
   Desperacko popatrzyłem na wyświetlacz telefonu. Według zegarka zostało mi 15 minut. To niewiele czasu będąc od parku jakieś 2km. Spiąłem w sobie wszystkie mięśnie i pobiegłem ile sił w nogach.
   Na miejscu byłem 5 minut przed czasem. Na szczęście czarnowłosej jeszcze nie było. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i zapaliłem jednego, podczas gdy ktoś zaszedł nie od tyłu i zakrył mi oczy.
   -Zgadnij, kto to? –słodkiego głosu brunetki nie dało się pomylić z nikim innym. Od razu wiedziałem, do kogo on należy.
   Zostawiłem palącego się papierosa w ustach i położyłem ręce na jej aksamitnych dłoniach. Powoli obróciłem się przodem do niej. Wyrzuciłem niedopałek na chodnik zadeptując go butem i objąłem ją delikatnie w pasie. To zadziwiające, jak chudą wręcz istotą była Lyn-Z. Przyciągnąłem ją bliżej siebie i bez dłuższego namysłu wtuliłem się w jej ciepłe ciało.
   -Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że przyszłaś. Przyniosłem ci małą niespodziankę. –Wyciągnąłem z torby małą przytulankę z czerwoną kokardką i podałem. Ulżyło mi w duchu, bo prezent chyba przypadł jej do gustu, skoro się uśmiechnęła.
   -Och! Jest cudowny! Uwielbiam takie misie, bardzo ci dziękuję. –Dziewczyna rzuciła mi się na szyję i pocałowała mnie w policzek. I znów to uczucie. Ciepło, które wychodziło z serca i rozchodziło się po całym organizmie.
   -Pójdziemy się przejść? –zapytałem nagle speszony jej reakcją. –Później możemy pójść do mnie, jeśli będziesz miała ochotę.
   -Z miłą chęcią. Przy okazji zobaczę, gdzie mieszkasz.
   Krążyliśmy po parku chyba 3 godziny. Sam nie wiem kiedy i jak to zleciało. Lyn-Z przez cały ten czas ściskała w dłoniach przytulankę, którą w końcu postanowiła nazwać Bandit (właśnie tak chciałaby nazwać swą córkę, o której zawsze marzyła), a ja obejmowałem ją ramieniem. Byłem przy niej tak cholernie szczęśliwy.
   Po dzisiejszym spacerze dowiedziałem się o niej jeszcze więcej. Podobno kilka lat temu jej stosunki z rodziną uległy pogorszeniu i nie utrzymuje kontaktu z rodzicami. Czasem zadzwoni do młodszej siostry, ponieważ ta dużo dla niej znaczy i nie chce jej stracić. Poza tym przez kilka miesięcy tułała się po najdziwniejszych miejscach Ameryki z najdziwniejszymi ludźmi. Codziennie myślała jak przeżyć każdy kolejny dzień. Jej przeszłość raczej nie należała do tych najlepszych. Tak samo jak i moja.
   Spojrzałem w niebo, gdy na twarzy poczułem pierwsze mokre krople deszczu.
   -Chyba zaraz zacznie padać. Nie jest ci zimno? Jesteś lekko ubrana. –Zdjąłem z siebie kurtkę i nakazałem swej towarzyszce ją założyć. –Trzymaj. Będzie ci choć trochę cieplej. W ogóle najlepiej będzie jak pójdziemy teraz do mnie.
   -Jeśli tylko zaoferujesz mi kubek ciepłej kawy, pójdę za tobą choćby i na koniec świata.
   -Hmm… bardzo mi to odpowiada. Póki co, choć za mną do mojego domu.
   Objąłem ją ramieniem i szliśmy tak sobie w deszczu jakieś 3km. W międzyczasie bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Teraz spokojnie mogłem powiedzieć, że kochałem w niej dosłownie wszystko. Kochałem jej śmiech, oczy, włosy, charakter. Kochałem jej ręce, usta i te słodkie, lekkie dołeczki, które tworzyły się na jej twarzy za każdym razem, gdy tylko się uśmiechała.
   Niesamowicie żałowałem, że czas tak szybko mijał, gdy byłem w jej towarzystwie. Jednak jak później się okazało, to nie był dla nas problem. Mindlessi postanowili zrobić sobie na razie przerwę w koncertowaniu, więc na jakieś dwa tygodnie zostali w Newark. Jednocześnie oznaczało to dla mnie dwa tygodnie spędzone z Lyn-Z.
   Rozmowa o wszystkim i o niczym pochłonęła nas tak bardzo, że jeszcze chwila i minęlibyśmy dom, do którego zmierzaliśmy.
   -To tutaj. Wnętrze może nie jest najpiękniejsze, ale da się żyć. Mój pokój jest na dole, w piwnicy a łazienka na górze. Zaraz coś ci poszukam i przebierzesz się z tych mokrych ubrań, a później zrobię nam coś ciepłego do picia. Nie mogę pozwolić, żebyś się rozchorowała. – Podszedłem do niej i obejmując ją w talii, przyciągnąłem do siebie. Chciałem ją pocałować, ale ona mi przeszkodziła, kładąc swój palec na moich ustach.
   -Gdybym się rozchorowała, nie mogłabym zostać w naszym vanie, bo tam nie ma odpowiednich warunków i musiałbyś przygarnąć mnie do siebie.
   Oboje wyczuliśmy, że chodzi nam po głowie dokładnie ta sama myśl. Czy nasze zachowania oznaczały, że Lyn-Z może podzielać moje uczucia? Miałem wielką nadzieję, że tak właśnie było.
   -Idź na górę do łazienki, zaraz przyniosę ci ubrania.
   Tym razem to ja nie pozwoliłem jej nic powiedzieć. Z tą różnicą, że ja zamknąłem jej usta swoimi. Z niechęcią wypuściłem ją ze swych ramion i poszedłem do pokoju w celu znalezienia odpowiedniej koszulki i spodni. Co prawda ja nosiłem większy rozmiar, ale chyba nie było zbyt wielkiej różnicy między naszą dwójką.
   -Kładę ci ubrania pod drzwiami. Chcesz kawy?
   -Chętnie się napiję. Dzięki, kotku.
   Nowa sytuacja bardzo mi odpowiadała. Nareszcie od długiego czasu mogłem przyznać, że byłem w pełni szczęśliwy. Nie pamiętam, by takie same uczucia kiedykolwiek mi towarzyszyły. Nawet, gdy napisali do mnie pismo z CN, że chcą wyemitować moją kreskówkę, nie byłem tak szczęśliwy jak w tej chwili.
   Poszedłem do kuchni i zagotowałem wodę. Przygotowałem dwa kubki, do których wsypałem tę samą ilość brązowego proszku. Czekając aż woda się zagotuje, podszedłem do okna. Zawsze przy nim stałem, gdy robiłem sobie kawę. Tym razem nie działo się nic ciekawego. Padał rzęsisty deszcz, więc wszyscy mieszkańcy miasta chowali się w domach. Nawet samochody nie przejeżdżały teraz tak często jak zwykle to bywało.
   Zalałem kubki wrzątkiem i zamieszałem łyżeczką. Usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi. Pomyślałem, że to Lyn-Z właśnie wychodzi z łazienki, więc chwyciłem za uchwyty i wyszedłem z kuchni. Myliłem się. Mój młodszy brat postanowił właśnie wrócić ze swoją dziewczyną do domu. Jednak w tym samym momencie po schodach zeszła Lyn-Z w moich ciuchach i z rozpuszczonymi, mokrymi włosami. Zdziwiła się na ich widok, nie mniej niż ja.         -Nie wierzę własnym oczom. Czyżby mój brat znalazł sobie dziewczynę?
   -Zamknij się, palancie. Nie jesteśmy razem. Spotkaliśmy się przypadkiem, chwilę rozmawialiśmy i zaczęło padać, więc zaprosiłem ją do nas. Jeszcze jakieś pytania, detektywie? Jeśli nie, to zbieraj zabawki i idź do siebie.
   Nie rozumiałem czemu, ale nagle z twarzy brunetki zniknął uśmiech. Przecież nie powiedziałem nic złego. Jedyne, co nie zgadzało się z prawdą było to, co powiedziałem o naszym spotkaniu. Ale zrobiłem to, bo w przeciwnym razie Michael uwziąłby się na naszą dwójkę. Podałem dziewczynie kubek z gorącym napojem i usiadłem obok niej na łóżku. Emanowało od niej pięknym zapachem kobiecości i ciepłem.
   -Powiedziałem coś nie tak? –zapytałem niepewnie. Nie wiedziałem czy chcę poznać prawdę, ale musiałem.
   -Nie wiem czy powiedziałeś tak, czy nie tak. Ale sądziłam, że łączy nas coś więcej niż zwykła znajomość. Szczególnie po tym, jak dużo ci o sobie opowiedziałam. Jeszcze nikomu tyle nie powiedziałam o mojej przeszłości co tobie.
   Przyznaję, że całkowicie mnie zamurowało. Byliśmy dorosłymi ludźmi, a nasza inteligencja była na poziomie przedszkolaka. Przynajmniej, jeśli chodziło o mnie. Że też wcześniej nie zauważyłem, że między nami buduje się poważniejsza więź.
   -Przepraszam. Nie wiedziałem, jak mam wybrnąć z tej sytuacji. Poza tym, nie chciałem decydować za nas dwojga, nie znając twojej konkretnej decyzji.
   -Czyli, że…
   -Jak najbardziej. Kocham cię najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie, bym mógł dalej bez ciebie żyć. Jesteś największym szczęściem, jakie mnie do tej pory spotkało, rozumiesz?
   -Ja… ja też cię kocham, Gee.
   Jak długo musiałem czekać na ten moment w moim życiu. Cierpliwość jednak się opłaca. Wiem, że Lyn-Z nie zostawi mnie dla pierwszego lepszego, jak zwykły to robić poprzednie dziwki, z którymi się umawiałem. Tym bardziej ja jej nie opuszczę. Za dużo dla mnie znaczy, bym mógł to zrobić, a ja pomimo moich wcześniejszych błędów nie byłem aż takim idiotą.
   Odstawiliśmy puste kubki na stolik nocny obok łóżka i przytuliliśmy się do siebie, wsłuchani w dźwięki muzyki dobiegające z głośników. Powoli zacząłem pieścić jej szyję drobnymi pocałunkami, aż ona zaczęła je odwzajemniać. I znów było tak, jak wtedy, gdy spotkaliśmy się pierwszy raz. Gdy siedzieliśmy w jej pokoju, z plastikowymi kubkami z kawą. I choć tym razem siedzieliśmy w moim pokoju, a kubki były ceramiczne i puste, to uczucia, które wtedy nam towarzyszyły, nie zmieniły się ani odrobinę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz