środa, 5 marca 2014

Raz, dwa, trzy, zginiesz TY. cz. 5

   -Gee? Gee, wstawaj. Już późno.
   -Co? Która godzina? –przeciągnąłem się leżąc na miękkiej pościeli. Oczy nadal miałem zamknięte i póki co, nie miałem najmniejszego zamiaru ich otwierać. Byłem potwornie leniwy.
   -Nie wiem, chyba coś koło południa.
    -No i co? Spieszy ci się gdzieś? Mikey wyszedł na uczelnię. Jesteśny sami.
   -A Alicia?
   -Pewnie też wyszła. Szczerze mówiąc, nie interesuje mnie, gdzie się teraz podziewa.
   Lyn-Z obdarzyła mnie jednym ze swych pięknych uśmiechów, podczas gdy ja wciąż leżałem, a ona obmyślała plan działania. Nigdy nie sądziłem, że rozmowa może tak bardzo zbliżyć do siebie dwóch zupełnie nieznanych sobie ludzi. Z każdą chwilą nabierałem większej pewności, że to właśnie z nią chcę spędzić resztę swojego życia. Dziewczyna wstała z łóżka, chcąc zapewne wyjść do łazienki. Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie tak, by położyła się na mnie całym ciężarem swego ciała. Swoją drogą, była zadziwiająco lekka.
   -Jesteś w moim pokoju, gdzie panują moje zasady. Więc nigdzie stąd nie wyjdziesz, dopóki nie dostaniesz wyraźnego pozwolenia z mojej strony, zrozumiano? –Musnąłem jej wilgotne wargi swoimi i wróciłem do podziwiania jej wesołych oczu.
   -Zrozumiano. –odparła i odwzajemniła pocałunek.
   Właśnie tak zaczęła się nasza poranna rozgrzewka przed kolejnym dniem. Obdarowywałem jej szyję kolejnymi pocałunkami, podczas gdy ona wplatała swe smukłe palce w moje włosy. Schodziłem coraz niżej i niżej, trzymając ręce na jej szczupłych biodrach. Byłem pod wrażeniem jej zwinności. Przez cały ten czas leżała na mnie i wiła się w najróżniejszych pozycjach. Wzdychałem lekko, gdy ręką zaczęła schodzić do mojej męskości.
   Podnieśliśmy się i szybko pozbawiłem ją mojej koszulki, w której spała, a następnie bielizny. Brunetka niewiele myśląc zrobiła ze mną to samo. Z impetem padliśmy na łóżko. Jak dzikie zwierzęta domagaliśmy się swych ciał. Odgarnąłem z jej twarzy kilka czarnych kosmyków, bym mógł zajrzeć w jej pełne euforii i podniecenia spojrzenie. Gdy tylko to zrobiłem, uśmiechnęła się do mnie zawadiacko i nachyliła się. Kilka razy musnęła ustami moją twarz, po czym szepnęła mi do ucha:
   -Nie bądź taki nieśmiały. Pokaż, na co cię stać.
   Te słowa zadziałały na mnie z natychmiastowym efektem. Obróciliśmy się tak, by teraz to ona leżała na plecach. W zupełnym negliżu wyglądała jak grecka bogini Afrodyta. Jej szczupłe ciało pokryte różnobarwnymi rysunkami było tak idealne, że przyprawiało mnie o zawrót głowy. Raz po raz przekrzykiwaliśmy się jękami i okrzykami podniecenia. Również głośno wypowiadaliśmy swoje imiona i inne pieszczotliwe słowa. Po chwili podniosłem się do pozycji siedzącej, po czym moja kochanka zrobiła dokładnie to samo. Usiadła mi na kolanach i oparła się o mój tors, tym samym przypierając mnie do ściany. Powoli i zmysłowo zaczęła pieścić moje przyrodzenie. Czułem, jak krew uderza mi do członka, jak sztywnieje. Wtedy też popatrzyliśmy sobie w oczy. Uśmiechnęliśmy się do siebie i już wiedziałem, że to ten moment.
   Przyciągnąłem ją bliżej swojego ciała. Uniosłem ją lekko ku górze i szybkim ruchem wszedłem w nią. Położyłem ręce na jej biodrach, podczas gdy jędrne pośladki Lyn-Z z impetem uderzały o moje uda, sprawiając mi tym niemałą przyjemność. Byłem w siódmym niebie. Czułem, jak poruszałem się w niej chyba we wszystkie możliwe kierunki, doprowadzając ją tym samym do istnego obłędu. Z każdą chwilą coraz bardziej zatapiałem się w jej ciele. Z każdym kolejnym pchnięciem czułem wszystkie dreszcze, jakie przechodziły przez jej ciało. Zorientowałem się, że za chwilę to będzie koniec i nadejdzie kres naszemu rozkosznemu upojeniu. Z dużą niechęcią przywitałem się z tą okrutną prawdą. Nadeszła chwila, w której oboje szczytowaliśmy, a wtedy razem krzyknęliśmy z podniecenia i z mojego penisa wypłynęła lepka substancja mlecznej barwy.
   Delikatnie odsunąłem się od rozgrzanego ciała kochanki, by móc choć na chwilę odsapnąć. Gdy wreszcie oboje zaczerpnęliśmy trochę tchu, ponownie ująłem dłońmi jej twarz i jeszcze raz pocałowałem.
   -Może wyskoczymy na miasto i razem zjemy lunch? – zaproponowała. Przyznam, że ta propozycja wydała mi się bardzo interesująca.
   -Chętnie. Ale tylko we dwoje – odparłem i złożyłem delikatny pocałunek na jej czole. –A teraz pozwól, że wyjdę do łazienki i postaram się szybko ogarnąć.
   Wstałem z łóżka i w pośpiechu chwytając rzucone na krześle ciuchy i wyszedłem do łazienki. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zorientowałem się, że nie wziąłem ze sobą żadnej świeżej koszulki, czy nawet bluzy. Już miałem wrócić się i przeszukać szafę w poszukiwaniu jakiegoś ciuchu, gdy nagle usłyszałem, że dzwoni telefon. Po cichu podszedłem do drzwi, by podsłuchać rozmowę ukochanej.
   -Tak, słucham? Uspokój się, dobrze? Nie jestem twoją własnością, więc robiąc przerwę w trasie mogę iść gdzie chcę, z kim chcę i nocować u kogo chcę. Niech to wreszcie do ciebie dotrze! Męczysz mnie takimi telefonami już od kilku miesięcy, ale zrozum, że z mojej strony nie masz co liczyć na nic więcej prócz przyjaźni, choć i to zaczynasz tracić.
   Powoli wyszedłem z łazienki udając, że o niczym nie wiem. Na początek podszedłem do szafy szukając jakiejś koszulki. Po chwili odwróciłem głowę w stronę ukochanej i zauważyłem, jak po jej policzkach płyną słone łzy.
   -Kochanie, kto dzwonił?
   -To Jimmy. Znów robi mi wyrzuty, bo spędziłam noc w innym miejscu niż nasz van. Gerard, ja już mam tego dosyć. Wiem, że on się we mnie podkochuje, ale to zaczyna przekraczać granice zdrowego rozsądku. Czasem nie mogę wyjść nawet do toalety, bo zaraz zaczyna się przesłuchanie typu: gdzie, z kim, po co, dlaczego? Co ja mam robić? –wybuchła płaczem i podbiegła do mnie tuląc się w moje ramiona. Byłem zaskoczony jej wyznaniem. To znaczy domyślałem się, że między nimi jest coś na rzeczy, i że Lyn-Z raczej tego nie odwzajemnia. Ale nie spodziewałem się, że ta sprawa jest aż tak poważna. Otarłem jej łzy i lekko uniosłem jej głowę ku górze, łapiąc za podbródek.
   -Nie możesz się poddać i ulec mu. Musisz jak najszybciej powiedzieć mu o wszystkim i ewentualnie zagrozić, że jeśli to się nie skończy, pójdziesz na policję i posądzisz go o napastowanie. Myślałaś też nad odejściem z zespołu?
   -Tak, rozważałam takie wyjście. Ale jeśli to zrobię, to skąd wezmę pieniądze na utrzymanie i gdzie będę mieszkać? Nie mam żadnego wykształcenia, bo z miłości do muzyki rzuciłam studia na drugim roku psychologii. Nikt nie przyjmie takiej basistki jak ja z niezbyt interesującą przeszłością. Moja praca jest możliwa jedynie w show – biznesie.
   -Więc odejdź z zespołu i zamieszkaj u mnie.
   -A co z pracą? Pieniędzmi? Nie mogę wiecznie być na czyimś utrzymaniu. Muszę w końcu się usamodzielnić i zacząć być niezależną.
   -O to się nie martw, poradzimy sobie. A teraz zbieraj się, bo jest już późno i przydałoby się wreszcie coś zjeść.
   -Gee?
   -Tak?
   -Kocham cię.
   -Ja ciebie też.

   Kiedy najedzeni wróciliśmy do domu, na dworze było już ciemno i powoli zaczynały nadchodzić chłodne i długie wieczory. W środku natknęliśmy się na Michaela i Alicię, którzy siedząc na kanapie oglądali jakąś marną komedię romantyczną.
   Gee, jeśli mam się przeprowadzić do ciebie, to musiałabym pojechać po swoje rzeczy. Pojedziesz tam ze mną? Trochę boję się jechać sama, szczególnie jeśli mam im powiedzieć, że odchodzę.
   -Jasne, weźmiemy ze sobą Michaela, bo spośród naszej dwójki tylko on ma prawo jazdy i przeważnie jest na mnie skazany, gdy chcę gdzieś jechać. Poczekaj tu chwile, zaraz to załatwię. Mikey! Nie ociągaj się i chodź tu na chwilę.
   -Uhh…. Czego znowu ode mnie chcesz? Nie wystarczy ci, że dziś rano siłą wygoniłeś mnie na uczelnię? I wiesz, zdziwię cię, ale pamiętają tam jak wyglądam i jak mam na imię.
   -To fajnie, ale nie o to mi chodzi. Potrzebujemy podwózki, znaczy się ja i Lyn-Z. Musimy zabrać stamtąd jej rzeczy.
   -Stamtąd, to znaczy skąd i gdzie chcecie je zawieść? Jeśli mam wykonywać jakiekolwiek usługi, muszę znać dokładne szczegóły.
   -Najpierw pojedziemy do ich vana, gdzie Lyn-Z ma wszystkie swoje rzeczy. Tam załatwimy z nimy pewną bardzo ważną sprawę i przywieziemy wszystko tutaj. A tak, nie zdążyliśmy wam jeszcze o tym powiedzieć. Al., od teraz nie jesteś skazana wyłącznie na męskie towarzystwo. Lyn-Z wprowadza się do nas.
   -Jak to wprowadza się? Tutaj? –zapytała zaskoczona.
   -Masz coś przeciwko?
   -Nie, to nie o to chodzi. Jestem raczej zdziwiona. Chwila, czy to znaczy, że wy…
   -Tak, jesteśmy parą. Jeszcze jakieś pytania? Wybacz, ale trochę nam się spieszy.
   -Ok., w takim razie jedźcie. Mikey, tylko bądź ostrożny i wróćcie szybko. Trzeba oblać wasz nowy związek i nową lokatorkę –oświadczyła na koniec z nieukrywaną radością, po czym we trójkę wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę Regent Street, gdzie dziś miało skończyć się prześladowanie mojej ukochanej.
   Przyznam, że troska o kogoś innego prócz siebie, na kim naprawdę ci zależy i czujesz, że ta osoba jest dla ciebie wszystkim, to naprawdę wspaniałe uczucie. Jeszcze nigdy nie miałem okazji go doświadczyć. To chyba nawet dobrze, bo kto wie, z kim spędzałbym teraz czas? Lyn-Z to wspaniała kobieta, dla której gotów jestem zrobić dosłownie wszystko, co tylko ona mi każe. Kiedyś koniecznie musze podziękować mojemu bratu i jego dziewczynie. Szczególnie Alicii. Gdyby nie ona i jej pomysł, by zabrać mnie na koncert tej kapeli, zapewne nigdy nie poznałbym Lyn-Z, nie tworzyłbym z nią wspaniałego związku i nie myślałbym teraz o naszej wspólnej przyszłości, jaką oboje planujemy.
   Muszę też przyznać, że nawet nie potrzebuję iść na żaden odwyk narkotykowy czy alkoholowy. Dlaczego? Cóż, to banalnie proste. Odkąd jestem z moją czarnowłosą pięknością, jeszcze ani razu nie zdarzyło mi się napić wódki czy sięgnąć po narkotyki. Jestem zbyt pochłonięty spędzaniem czasu z nią. Koniecznie muszę o tym powiedzieć Frankowi, ponieważ nadal mam jego pieniądze, które miały iść na odwyk, a w efekcie wydałem je na Lyn-Z. Podsumowując, miłość to najlepszy narkotyk i nie mam zamiaru z niego rezygnować.

1 komentarz:

  1. Jestem,czytam i czekam na kolejny rozdział,bo twój blog jest super XD

    OdpowiedzUsuń