środa, 14 maja 2014

Raz, dwa, trzy, zginiesz TY. cz. 8

Witajcie ponownie! Po tej długiej przerwie powracam do Was z kolejną dawką emocji. Odkryję przed Wami dalsze losy naszego bohatera - Gerarda. Najmocniej przepraszam Was za tę przerwę, niestety nie była ona z mojej winy. Zepsuł mi się laptop, naprawiałam go długi czas i udało się. :) Obecnie lecę na 3 komputery. :D Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe i chętnie powrócicie do tej historii. ~Zombie Queen

    -Gerard, wstawaj! Za 15 minut jedziemy na koncert!
    Z błogiego snu wybawił mnie głos Michaela. Było mi tak dobrze, tak wygodnie i tak miło we własnym łóżku. Obróciłem się na drugi bok i wciąż mając zamknięte oczy, pogładziłem miejsce, na którym przed chwilą leżało ciało mojej ukochanej. A właściwie DWA ciała. Jakoś dziwnie szybko przyzwyczaiłem się do myśli, że już niedługo będzie nas o jednego członka rodziny więcej.
   -Pospiesz się, leniu!
   -Nie krzycz tak na mnie, bo zacznę się jąkać!
   Niechętnie wstałem z łóżka i założyłem na siebie czarne jeansy, koszulę z długim rękawem w tym samym kolorze, a cały strój dopełniłem zakładając na szyję czerwony krawat. Zszedłem na dół i pierwsze kroki skierowałem do kuchni, gdzie od razu rzuciłem się do przygotowanego dla mnie kubka aromatycznej kawy. Niebiański uśmiech zagościł na mojej twarzy. Długo to nie trwało, gdyż po chwili do kuchni wpadł niezwykle wściekły Michael.
   -Zabieraj to, co potrzebujesz, wyjdź już z domu, wsiądź do samochodu i nie denerwuj mnie. Nie chcę przez ciebie spóźnić się na koncert. Zresztą, masz jeszcze coś do załatwienia z pewną osobą.
   -Serio? Co i z kim, bo jakoś nic mi o tym nie wiadomo. –Niewiele myśląc ponownie zamoczyłem usta w gorącym napoju.
   -Tego już nie wiem. Ale radzę ci się pospieszyć.
   Westchnąłem przeciągle, odstawiłem puste już naczynie powrotem na blat i wyszedłem do przedpokoju. Tam przewiesiłem torbę przez ramię i razem wyszliśmy na zewnątrz. Widok, jaki zastałem, trochę zmroził mi krew w żyłach. Frank siedział pod samochodem na chodniku, wyraźnie czekając na kogoś. Obawiałem się, że tą osobą jestem ja. Nie widzieliśmy się blisko 3 miesiące. Przez ten czas zawiesiliśmy działalność zespołu, my też się nie widywaliśmy na linii prywatnej. Byłem zbyt pochłonięty spędzaniem czasu z Lyn-Z.
   -Hej, Frank. Co u ciebie? –Podszedłem do niego i usiadłem obok.
   -Wszystko w porządku. Jamia ostatnio wyjechała do mamy, bo trochę zachorowała, więc postanowiła się nią zająć. A co u ciebie? Chodzisz na odwyk?
   -Odwyk… Ee… Frank, muszę ci o czymś powiedzieć.
   -Więc słucham?
   -Nie poszedłem na żaden odwyk.
   -Spodziewałem się, że tak będzie. Niech zgadnę. Pieniądze, które ci dałem przeznaczyłeś na dragi? Czy może była jakaś okazja, żeby znowu się napić?
   -Nie oskarżaj mnie o nic, jeśli nie znasz prawdy. Tak się składa, że od naszego ostatniego spotkania nie wypiłem ani grama alkoholu, ani nawet nie pomyślałem o narkotykach. Jeśli mi nie wierzysz, zapytaj Mikey’ego. Tak się składa, że… -chciałem dokończyć, ale w tym momencie z domu wyszła Lyn-Z. Nie zdążyła poznać Franka, ani Frank jej.
   -Hej, nie przeszkadzam wam? Gee, zapomniałeś bluzy.
   -Dzięki, jesteś kochana – podniosłem się z miejsca, pocałowałem ją lekko w policzek i dyskretnie pogłaskałem jej brzuch. Rzekomo był to dopiero drugi miesiąc, ale już czułem, że jej brzuch był odrobinę większy niż wcześniej. Pożegnaliśmy się, ona w ramach pożegnania uśmiechnęła się do Franka i wróciła do domu, a ja z powrotem usiadłem na swoje miejsce.
   -Kto to był?
   -Gdybyś od razu tak na mnie nie naskoczył i dał mi wszystko wyjaśnić, teraz nie zadawałbyś takich pytań. To była Lyn-Z, mieszka z nami od kilku miesięcy.
   -Czy ty i ona… Czy wy…
   -Tak. Lyn-Z i ja jesteśmy razem już jakiś czas. I jesteśmy razem szczęśliwi.
   -Wy jakoś tak na poważnie?
   -Wszystko jest na poważnie. Jej ciąża również jest prawdziwa.
   -Będziesz ojcem?
   -Zostanę nim w maju. Jeśli chodzi o te pieniądze, to oddam ci je, kiedy zapłacą nam za koncert. Widzisz, zamiast pójść na odwyk, poszły na Lyn-Z. Ale nie martw się, oddam ci wszystko.
   -Nie rób z siebie większego idioty niż jesteś. Nie musisz ich oddawać. Teraz przynajmniej wiem, że wykorzystałeś je w przyzwoitym celu i to mi wystarczy. Swoją drogą, to ta Lyn-Z jest wydaje się być bardzo miłą osobą. Czy ja czasem gdzieś jej nie widziałem?
   -Była basistką w Mindless Self Indulgence. Wspólnie podjęliśmy decyzję o jej odejściu z kapeli. Długa historia pełna zakrętów i niezrozumiałych wątków.
   -Mówisz, że jesteś z nią szczęśliwy?
   -Tak, to właśnie powiedziałem.
   -To dobrze. Nie zniszcz tego tak, jak przegrałeś znaczną część swojego życia. Tym bardziej, że niedługo dojdzie ci masa obowiązków. –Frank poklepał mnie po plecach i oboje wstaliśmy z chodnika.
   Rozmowa z przyjacielem dała mi dużo do myślenia podczas podróży. W dużej mierze miał rację. Spożyty alkohol i narkotyki wyniszczyły sporą część mojej pamięci, przez co nie pamiętam chyba połowy naszych koncertów. Jak do tego doszło? Czym zostało to spowodowane, że ostatecznie postanowiłem bez pamięci pogrążyć się w tym bagnie? Mam wrażenie, że wracam do początków mojej opowieści. Kiedy doszedłem do wniosku, że zadaję za dużo pytań i mam za mało odpowiedzi. Czy ja naprawdę nie chcę znać prawdy? Jest ona aż tak bolesna lub „inna”, że nie chcę jej znać? Cóż, nigdy się tego nie dowiem, jeśli jej nie poznam.
   Życie to ciągłe ryzyko. Na każdym kroku podejmujemy mniej lub bardziej ważną dla nas decyzję, czasami nawet tego nie zauważając. Być może w dużej mierze jest to spowodowane ludzkim odruchem, jakim jest tak zwana spontaniczność? Nie potrafię tego wyjaśnić i nie jestem pewien, czy ktokolwiek potrafi.

1 godzinę później

   -Jesteśmy na miejscu! –radośnie orzekł Mikey i jako pierwszy wybiegł z busa. Zacząłem zbierać do torby wszystkie swoje manatki, kiedy poczułem silne klepnięcie w ramię.
   -Gerard! Tyle się nie widzieliśmy, a spotykamy się na wspólnym koncercie. Co u Ciebie słychać?
   To był Bert. Wokalista The Used i mój „przyjaciel od kieliszka”. Pamiętał o mnie tylko wtedy, kiedy miałem przy sobie flaszkę. Mi jakoś ciężko było odmówić. Bałem się, że tym razem też będzie chciał wyjść „na piwo”, a ja okażę się za słaby, by mu odmówić. Panicznym wzrokiem zacząłem szukać Franka. Jednak okazało się, że w busie pozostaliśmy tylko my. Nie spodobało mi się to.
   -Wszystko w porządku. Wybacz, ale muszę iść. Mikey jest już wystarczająco zły na mnie.
   -Gdzie się tak spieszysz? Do koncertu zostały jeszcze 3 godziny. Chłopaki i ja idziemy trochę się rozerwać. Rozumiem, że dołączysz do nas?
   -Nie, nie dołączę do was. Nie mogę.
   -Gerard – abstynent? Hahaha dobry żart. Zbieraj się, za 10 minut wychodzimy. Tu niedaleko jest świetny pub.
   -Nigdzie z wami nie idę. Którego słowa nie rozumiesz?!
   -Tchórzysz przed młodszym braciszkiem? Czy przez tą wywłoką Frankiem? Błagam cię. Co oni mogą ci zrobić? Poskarżą się twojej mamusi?
   -Jesteś pieprzoną świnią!
   Nikt, absolutnie NIKT nie ma prawa do obrażania moich przyjaciół. Zrobili dla mnie więcej dobrego, niż na to zasłużyłem. Żaden pieprzony pacan nie będzie ich obrażał. To całkowicie mnie rozzłościło. W tym momencie nie wytrzymałem i rzuciłem się na niego z pięściami. Powaliłem go na podłogę i okładałem po całej twarzy. Chciałem ukarać go za jego słowa.
   W tym momencie do busa wpadł Dan. Od razu rzucił się na nas i oderwał mnie od zakrwawionej twarzy Berta. Zbiłem go na kwaśne jabłko i wcale nie byłem z tego zadowolony. Perkusista podbiegł do mojej ofiary, pomógł mu usiąść i zaczął obmywać jego twarz z krwi. Stałem obok nich, nadal oszołomiony.
   -Idioto! Coś ty do cholery zrobił? 
   -On.. on zasłużył na to. Zasłużył!

   Wybiegłem z pojazdu i podążyłem przed siebie. Ktoś za mną krzyczał, ale nie zwracałem na to uwagi. Usiadłem gdzieś na krawężniku i zacząłem płakać. Co ja najlepszego zrobiłem? Nie powinienem był reagować agresją. Przemoc rodzi przemoc. Co się ze mną dzieje? Czy to skutki uboczne alkoholowej abstynencji? Chyba zaczynam bać się siebie samego. A jeśli to się powtórzy? Jeśli któregoś dnia nie będę potrafił pohamować mej złości i nie daj Boże uderzę Lyn-Z lub nasze kochane maleństwo? Mam problem. Duży problem. Jak najszybciej muszę coś z tym zrobić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz