piątek, 10 stycznia 2014

Porwanie cz. 2

   Następnego dnia w domu panowała idealna cisza. Wczoraj Ray zgodnie z poleceniem Franka zabrał Michaela na posterunek policji. Po powrocie Ray pojechał do siebie, Frank wyszedł na miasto. Bracia nie odezwali się do siebie ani słowem. Kolację również zjedli w osobnych pokojach. Gerard był na wyczerpaniu, ale obiecał przyjacielowi, że się nie podda.
   Był ranek, gdy Gerarda obudziły promienie słońca przebijające się przez rolety opuszczone w jego pokoju. Niechętnie podniósł się z łóżka i zaczął nasłuchiwać. Mężczyzna miał idealny słuch. Potrafił wyłapać nawet najmniejszy ruch jego współlokatora. Teraz nic nie słyszał. Był w domu zupełnie sam.
   Brunet w pośpiechu ubrał się i zszedł na dół do pokoju. Miał nadzieję, że jego zmysł słuchu pomylił się po raz pierwszy. Że tak naprawdę jego brat spokojnie śpi na kanapie. Przeszukał dokładnie wszystkie pokoje, strych, piwnicę, łazienkę. Na koniec poszedł do kuchni. Pusto. Nawet nie zostawił jakiejkolwiek wiadomości. W tej chwili potrzebował go bardziej, niż Michael potrzebował jego. Chciał z nim porozmawiać. Wszystko mu wyjaśnić i gdyby tylko zaszła taka potrzeba, również przeprosić.
   Będąc w kuchni zaparzył sobie swoją ulubioną kawę. Następnie otworzył okno i zapalił papierosa. Rozglądał się po miasteczku, które zdaje się, że nadal spało. Nagle usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w zamku i otwieranych drzwi. Szybko wyrzucił papierosa i zamknął okno. Wybiegł z kuchni i zamarł. Przed nim stał Michael. A raczej ktoś, kto był do niego bardzo podobny.
   -Boże Michael, co ci się stało?
   Młodszy chłopak wrócił do domu cały poobijany. Niemal z każdego miejsca na twarzy sączyła się krew. Jego ręce i brzuch zatonęły w fioletowych śladach. Na oko miał złamane co najmniej 2 żebra. Ledwo oddychał, nie wspominając o poruszeniu którąkolwiek częścią ciała.
   Gerard złapał młodszego brata pod ramię i zaprowadził na kanapę. Natychmiast pobiegł do kuchni i w ekspresowym tempie zrobił mu śniadanie i zaparzył gorącej herbaty. Rozebrał go z butów i kurtki, i przykrył kocem. Następnie wrócił po swoją kawę i usiadł na fotelu obok brata, załamując się jego wyglądem.
   -Dasz radę zjeść kanapkę? Spróbuj, ja zadzwonię do lekarza. Koniecznie musi cię obejrzeć.
   -Ge… Gerard. Prze… Prze… Przepraszam –wyjąkał z trudem.
   Gee obrócił się twarzą do brata i uśmiechnął lekko. Nie winił go o nic. Był na tyle głupi, że zawsze usprawiedliwiał jego wybryki na każdy możliwy sposób. Jednak skoro Michael uznał, że popełnił błąd i pomimo swego obecnego stanu przeprosił, to znaczy, że wraca dawny on.
   -Doktorze, czy będzie z nim wszystko w porządku? –Gerard od początku był cały w nerwach. Przez telefon kazali mu jak najszybciej przywieźć Michaela do szpitala na obserwacje i wstępne badania. Tak też zrobił. Teraz czekał na efekty.
   -Cóż, wszystkie moje podejrzenia się sprawdziły. Pan Way ma wybity prawy bark, złamane 3 żebra i zwichnięty prawy nadgarstek. Oprócz tego kostka w lewej nodze została lekko skręcona, ale nie na tyle, by nie mógł normalnie chodzić. Natomiast prawą rękę musieliśmy w całości unieruchomić, żebra tak samo. Teraz pański brat musi zostać u nas na dłuższej obserwacji. Jeśli jego ogólny stan nie ulegnie pogorszeniu, wypuścimy go do domu za jakieś 3 dni.
   Doktor Nixon był starszym mężczyzną z kilkoma siwymi włosami na głowie. Prowadził obydwóch Wayów od dnia ich narodzin, zresztą sam odbierał poród ich matki. Jednak to, co Gerard usłyszał z jego ust niezbyt go uspokoiło. Nadal nie znał przyczyny i okoliczności całego zdarzenia. Dlaczego jego brat został pobity?
   Wrócił do sali, w której leżał Michael. Uszkodzoną rękę miał już usztywnioną niemal w całości. Oprócz tego, wokół jego łóżka plątały się tysiące kabli, stały setki aparatur i wózek ze szpitalnym paskudztwem, zwanym potocznie jedzeniem. Podszedł bliżej i odgarnął z jego twarzy kilka zagubionych kosmyków.
   -Mikey, domyślam się, że teraz możesz nie mieć na to siły i ochoty, ale proszę, opowiedz mi, co się stało? Kto cię pobił? Dlaczego cię pobił? Nawet sobie nie wyobrażasz, co czułem, gdy przeszukałem cały dom, a ciebie nie było. Co najgorsze, nie zostawiłeś mi nawet żadnej wiadomości.
   -Ja tylko chciałem wyjść do sklepu, zrobić jakieś zakupy. Wczoraj na komisariacie powiedzieli mi, że stoją w miejscu, ponieważ porywacze nadal milczą. Stwierdziłem, że jeśli zajmę się gotowaniem, to odegnam złe myśli choć na chwilę. Ale zanim doszedłem do sklepu, ktoś mnie napadł. Było ich trzech. Wszyscy mieli zamaskowane twarze, z wyjątkiem jednego. Chyba był ich przywódcą, bo tylko stał nade mną i cały czas się śmiał. Pozostali kopali mnie w brzuch i bili po twarzy. Próbowałem się bronić, ale wtedy wykręcali ręce. Kiedy już kompletnie straciłem przytomność, musieli odejść.
   -Pamiętasz twarz tego kolesia? Mike, mógłbyś naprowadzić policję na tych porywaczy! To mogli być oni!
   -Hmmm… pamiętam, że miał krótkie, blond włosy. Miał raczej szczupłą twarz, a z boku po lewej stronie miał pieprzyka. Był ubrany w dżinsy i sportową koszulkę. Na szyi miał zawieszony chyba złoty łańcuch z literami DM.
   -Świetnie! Od razu jak tylko wrócę do domu dzwonię na policję. Albo nie. Lepiej będzie, jeśli tam pojadę. Michael, mamy szansę odnaleźć Katie. Mamy szansę, by wróciła do domu, byś znów był szczęśliwy jak wtedy.
   -Zaczynasz doprowadzać mnie do szału. Przestań cały swój czas poświęcać na mnie i zajmij się wreszcie sobą! Ostatnio byłeś mną tak zajęty, że niemal zapomniałeś o tym, że żyjesz. Idź gdzieś nie wiem, do parku albo kup nowy komiks czy sam coś narysuj. Byle byś tylko pomyślał też czasem o sobie. Teraz jestem pod stałą opieką. Czas, by zajął się mną ktoś inny.
   Gerard długo nie mógł się zdecydować. Z jednej strony, jego brat miał rację. Te całe poszukiwania tak go pochłonęły, że niemal zapomniał o tym, że on sam żyje. Po długich namowach zdecydował się opuścić szpital i trochę odpocząć. Rysowanie zawsze go odprężało. Ale obiecał sobie, że najpierw pojedzie na policję i opisze całe dzisiejsze zdarzenie.
   -Dobrze, więc gdzie obecnie przebywa pański brat?
   -W szpitalu St. Helen przy Stockhaus Drive. Komisarzu Flemons, jakie są szanse, że odnajdziecie Katie?
   -Tego nie mogę na razie określić. Póki co mamy podany przez pana rysopis, który będziemy musieli porównać z rysopisem, jaki poda nam pański brat. Dopiero wtedy będziemy mogli wprowadzić wszystkie dane do bazy i rozpocząć poszukiwania. Jednak muszę przyznać, że jesteśmy na coraz lepszej drodze do zakończenia tej sprawy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, być może koniec nadejdzie już w tym tygodniu.
   -Cóż, w takim razie dziękuję. Pójdę już. Do widzenia.
   -Do widzenia. – Odparł policjant, po czym zamknął drzwi komisariatu.
   Brunet wsiadł do samochodu i ruszył w stronę szpitala. Chciał natychmiast opowiedzieć o wszystkim Michaelowi, że jeśli wszystko się uda, już w tym tygodniu zobaczy swą ukochaną. Jednocześnie przypomniał sobie postawiony przez brata zakaz, który wyraźnie mówił o tym, że ma wrócić do domu i odpocząć. Nie chciał nikomu sprawiać przykrości, szczególnie jemu, więc skręcił w pierwszą uliczkę i wrócił do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz