środa, 15 stycznia 2014

Raz, dwa, trzy, zginiesz TY. Prolog

   Jedna działka… Druga działka… Trzecia…
   Mam świadomość, że takim postępowaniem jedynie wyniszczam swój organizm. Po co to robię? Bo czerpię z tego przyjemność? Czerpię przyjemność z ranienia najbliższych i zarazem najdroższych memu sercu osób? Bo lubię być masochistą? Doprawdy nie wiem. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę wiedział.
   Zakończyłem swój kolejny związek. Jak widać, Ellie nie była mi pisana. Była zbyt troskliwa. Za dużo chciała o mnie wiedzieć. Nie potrafiłem już dłużej tego ciągnąć. Musiałem wyprowadzić się z Los Angeles i wrócić z powrotem do Newark. Do mamy. Do brata. Do przyjaciół. Nie wiem, jak dalej potoczyłby się mój los, gdyby nie wsparcie z ich strony. Nie wiem, czy mój los w ogóle toczyłby się dalej.
   Jestem Gerard. Gerard Way. Mam 27 lat i 3 lata ćpania, i picia na koncie. Czym jest to spowodowane? Nagłym zdobyciem popularności? Prędzej czy później i tak by do tego doszło. Mój komiks cieszy się dużą sławą. Problemami? Każdy je posiada. Mniejsze, większe. To bez znaczenia. Gdyby to był główny powód, ¾ globu wyginęłaby ze strzykawką w ręku. Odrzuceniem? Lata liceum były chyba najgorsze w moim życiu, czyli też nie. Więc czym, do cholery?!
   Stawiam zdecydowanie za dużo pytań, a znajduję za mało odpowiedzi. Może ja po prostu nie chcę ich znaleźć? Może czuję lęk przed poznaniem prawdy i tym, jaki może mieć wpływ na moje dalsze życie?
   Jestem idiotą. Skończonym idiotą! Wszystko zaczynam i nigdy niczego nie kończę. Tak jak tym razem. Jaką mogę mieć pewność, że nasza kolejna płyta, Three Cheers for Sweet Revenge ujrzy światło dzienne? Nawet jeśli ujrzy, jaką mogę mieć pewność, że ja sam doczekam tego dnia?
   Niewątpliwie potrzebuję pomocy. Z całych sił pragnę wyjść z nałogów, ale nie potrafię. Chcę, ale nie potrafię. Jak znaleźć pomoc? Jak znaleźć osobę, które ZECHCE mi pomóc? Która nie będzie się mną brzydziła jak cała reszta i nie będzie mnie uważała za najgorszego bezdusznika?
   Pytam się, JAK?!
   Otworzyłem oczy. Natychmiast pożałowałem podjętej przed sekundą decyzji. Zasłony w moim pokoju nie były dobrze zaciągnięte i poranne słońce zaczęło razić mnie w oczy. Z niechęcią wstałem z łóżka. Odczuwałem potworny ból głowy. Kompletnie nic nie pamiętałem z minionej nocy. Musiałem zachlać się w trupa. To jednocześnie wyjaśniałoby fakt, dlaczego moja koszulka była przesiąknięta odrzucającym zapachem alkoholu.
   -Gee, wstałeś już? Śniadanie czeka na dole w kuchni. Ja jadę do pracy, a Michael chyba umówił się z kumplami. Klucze są tam, gdzie zawsze. Pa, kochanie.
   Mama. Najwspanialsza kobieta na świecie. Tylko jej potrafię wybaczyć tę troskliwość, ciekawość, opiekuńczość i wszystkie inne cechy, które tak bardzo mnie irytują w „normalnych” kobietach. Mimo to trzeba być niezłym debilem, by krzywdzić kobiety. Nie rozumiem takich ludzi i chyba nigdy nie zrozumiem.
   Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej czystą koszulkę. Nie zważając na to, jak aktualnie wyglądam zszedłem na dół do kuchni.
   Na stole czekał przygotowany wcześniej posiłek. Składał się z mojej ulubionej kawy i kanapek. Upiłem kilka łyków z kubka, po czym chwyciłem talerz i powędrowałem z nim do salonu siadając na sofie przed telewizorem.
   Dzisiejszy dzień nie zapowiadał się zbyt interesująco. Znów będzie dane mi wysłuchiwać kazań młodszego brata, jak to niszczę sobie życie, jak mogłoby być pięknie i te wszystkie inne bajeczki o kolorowym życiu. Kiedy to słyszę, mam okropną ochotę rzygać tęczą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz